Med-Stres. Internetowy program psychologiczny dla zawodów medycznych. Ewelina Smoktunowicz i Magdalena Leśnierowska

Med-Stres - internetowy program psychologiczny, stworzony dla przedstawicieli zawodow medycznych, służący do radzenia sobie ze stresem zawodowym poprzez wzmacnianie zasobów wewnętrznych. Do programu zgłosiło się 1200 uczestników!
Ewelina Smoktunowicz (z lewej) i Magdalena Leśnierowska – twórczynie programu Med-Stres.

Rozmawiam z twórczyniami programu Med-Stres z Uniwersytetu SWPS.

Dr Ewelina Smoktunowicz – Adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu SWPS w Warszawie oraz Postdoc na Uniwersytecie w Sztokholmie, badaczka w Centrum StresLab. Zajmuje się wykorzystywaniem nowych technologii w oddziaływaniach psychologicznych, w szczególności skierowanych na ochronę zdrowia w pracy.

Magdalena Leśnierowska – Asystent w Instytucie Psychologii Uniwersytetu SWPS w Warszawie, badaczka w Centrum StresLab. Zajmuje się problematyką stresu traumatycznego, stresu zawodowego oraz e-zdrowia psychicznego.

Poniższy tekst jest skróconą i zredagowaną wersją rozmowy, nagranej w dniu 18.11.2019, dostępnej też w formie podcastu.

Ania Charko: Czym jest Med-Stres? Co to za projekt?

Ewelina Smoktunowicz: Med-Stres to interwencja psychologiczna, czy też – jeszcze bardziej precyzyjnie – “internetowy program psychologiczny”. “Internetowy” oznacza, że dostęp do tego programu jest w całości online – żeby z niego skorzystać nie trzeba na żadnym etapie kontaktować się fizycznie, twarzą w twarz, z profesjonalistą. Koncentrujemy się w nim na wzmacnianiu zasobów psychologicznych po to, aby nasi użytkownicy lepiej radzili sobie ze stresem w pracy oraz z wypaleniem zawodowym. A użytkownikami są przedstawiciele zawodów medycznych.

Magdalena Leśnierowska: Należy jeszcze dodać, że Med-Stres nie jest programem terapeutycznym – nie przeprowadzamy terapii w kontekście stresu czy wypalenia zawodowego – jest to program oferujący wsparcie psychologiczne.

A.Ch.: Ok, to zróbmy taką mapę problemu, którym się zajmujecie: czym jest ten stres w pracy w przypadku zawodów medycznych? I czym jest wypalenie – czyli najwyższe stadium tego stresu, jak rozumiem?

E.S.: W takim najprostszym rozumieniu możemy powiedzieć, że ze stresem w pracy mamy najczęściej do czynienia wtedy, gdy wymagania, z jakimi się spotykamy, przewyższają dostępne zasoby. Powiedzmy, że jesteśmy bardzo obciążeni obowiązkami – na przykład klasyczne nadgodziny – i ta sytuacja oczywiście może wywołać stres i najczęściej go wywołuje. Ale wyobraźmy sobie, że w tej sytuacji możemy skorzystać właśnie z tego, co my, psychologowie, nazywamy zasobami. Na przykład dostajemy pomoc od współpracowników, czy też od naszego przełożonego, albo dostajemy obietnicę tego, że po zakończeniu obciążających zadań będziemy mieć wystarczająco dużo odpoczynku, żeby zregenerować nasze siły. Ten przykładowy zasób to wsparcie społeczne. I ten zasób może w pewnych sytuacjach stanowić przeciwwagę dla obciążeń i w ten sposób chronić przed stresem.

I tak jak powiedziałaś, wypalenie może być końcowym stadium stresu, ale powinno być traktowane jako odrębny problem. Może pojawić się ono u osób, u których wcześniej nawet nie widzieliśmy objawów stresu. Rozmowa o wypaleniu zawodowym jest teraz bardzo na czasie. Światowa Organizacja Zdrowia wpisała wypalenie zawodowe do swojej klasyfikacji zaburzeń jako “zaburzenie w miejscu pracy” (occupational phenomenon). Mamy do czynienia z osobą wypaloną wtedy, gdy osiąga ona pewien poziom wyczerpania emocjonalnego, kiedy pojawia się brak zaangażowania w pracę, czemu towarzyszy też obniżone poczucie dokonań w pracy.

A.Ch.: Mówisz, że niekoniecznie sam poziom obciążeń będzie równoznaczny z wysokim stresem dla danej osoby i będzie prowadził do wypalenia. A to mi przywołuje na myśl problemy lekarzy: niskie pensje, przeciążenie godzinowe, konieczność łączenia dwóch miejsc pracy. Jak to wszystko może wpływać na wypalenie, podnosić poziom stresu?

M.L.: W przeprowadzonym przez nas wcześniej badaniu okazało się, że nakład pracy, ilość obowiązków i to, jak jest zorganizowana ta praca, były wskazywane jako dosyć uniwersalny i ważny czynnik, który obciąża w zawodach medycznych. Jednak zgodnie z koncepcjami stresu, na których opieramy się w programie Med-Stres – a które stanowią fundament naszego współczesnego myślenia o człowieku w sytuacji stresowej – te same obciążenia będą działać inaczej na różne osoby. Właśnie ze względu na to, że każdy dysponuje innymi zasobami.

A.Ch.: Czyli Wy w tym programie pokazujecie, że są rzeczy, na które nie mamy wpływu, ale jest też ten cały obszar, na który mamy wpływ – i tym się zajmujemy.

E.S.: Nawet poszłabym o krok dalej. Nasz program dosyć interesująco zbiegł się w czasie z protestami rezydentów. Kiedy zaczynałyśmy badanie, lekarze podjęli strajk głodowy. Patrzyłyśmy z Magdą na siebie z lekkim przerażeniem, obawą że nasz program zostanie odebrany jako pewna arogancja. Lekarze protestują przeciwko takim podstawowym kwestiom, jak ogromne nadgodziny oraz niskie płace, a my tutaj wychodzimy z programem psychologicznym, w którym będziemy wspierać ich jakieś wewnętrzne zasoby. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że Med-Stres nie rozwiąże wszystkich problemów, z jakimi boryka się służba zdrowia, natomiast robimy to, co możemy zrobić – to, w czym jesteśmy ekspertami. Możemy wzmocnić wewnętrzne zasoby, czyli takie, które nie zależą od systemu. Niezależnie, w którym miejscu nasi odbiorcy pracują – czy to jest przychodnia, czy szpital czy prywatna praktyka – te wewnętrzne zasoby zabierają ze sobą. I ja będę pierwszą osobą, która powie, że to nie wystarczy. Wypalenie zawodowe jest syndromem przede wszystkim środowiskowym, ono w niewielkim stopniu tak naprawdę zależy od wewnętrznych czynników. Jeśli sytuacja będzie dostatecznie niekorzystna – każdy z nas może się wypalić. Ale ponieważ nie mamy w tym momencie możliwości oddziaływania systemowo na służbę zdrowia, postanowiłyśmy zrobić to, co możemy.

A.Ch.: No to jak Med-Stres pomaga w takim razie?

M.L.: Główną ideą Med-Stresu jest wzmacnianie dwóch rodzajów zasobów. Są to: przekonanie o własnej skuteczności oraz postrzegane wsparcie społeczne. To drugie oznacza nasze przekonanie, że gdybyśmy potrzebowali pomocy, gdybyśmy byli w sytuacji, w której sobie nie radzimy, to wokół nas są osoby, które są w stanie nas wesprzeć. To jest bardzo ważne: mówimy o indywidualnym zasobie, czyli naszym przekonaniu o tym, że wsparcie istnieje, a nie o realnych, namacalnych wskaźnikach tego wsparcia.

A.Ch.: A przekonanie o własnej skuteczności – możemy to rozwinąć?

M.L.: To mechanizm, który wywodzi się z koncepcji Alberta Bandury: przekonanie, że w trudnej sytuacji, w sytuacji stresowej, jestem w stanie sobie poradzić. Że jestem w stanie pokonać trudność, jestem w stanie kontrolować sytuację, wpłynąć na nią.

E.S.: Między sobą przekonanie o własnej skuteczności nazywamy żartobliwie “magiczną właściwością”. Badania pokazują, że jeżeli wzmacniamy te przekonania, stają się one świetną bronią przeciwko stresowi. Wysokie przekonanie o własnej skuteczności nie oznacza, że osobiście muszę ze wszystkim sobie poradzić, ale też, że potrafię poprosić o pomoc. Możemy mówić zarówno o ogólnym przekonaniu o własnej skuteczności – czyli: “generalnie myślę, że sobie w życiu radzę” – ale też o specyficznych przekonaniach. Mogę na przykład mieć wysokie przekonanie o własnej skuteczności co do bycia dobrym dydaktykiem. Idę na zajęcia, prowadzę je i uważam, że potrafię skutecznie przekazać wiedzę w życzliwej atmosferze. W Med-Stresie koncentrujemy się właśnie na tym szczególnym rodzaju przekonań – chcemy wzmocnić w ludziach przekonanie, że potrafią sobie poradzić ze stresem, z wypaleniem zawodowym, a także, że potrafią prosić o pomoc, kiedy jej potrzebują.

A.Ch.: Czyli budujecie poczucie, że są skuteczni w radzeniu sobie ze stresem.

M.L.: Dodam jeszcze, że przekonanie o własnej skuteczności to nie jest to samo, co wysoka samoocena. Jest to też dalekie od haseł znanych z poradników: myśl pozytywnie – poradzisz sobie.

E.S.: … przeciwnie: myśl krytycznie, zobacz jakie bariery mogą ci stanąć na przeszkodzie. A to rozróżnienie z samooceną jest bardzo ważne, bo samoocena jest względnie stała, natomiast przekonania o własnej skuteczności można wzmacniać.

A.Ch.: A jak Wy to wzmacniacie w swoim programie? W nurcie poznawczo-behawioralnym rozumiem to wszystko się dzieje. Możecie podać może przykład jakiegoś ćwiczenia?

E.S.: Jasne. My przede wszystkim odwołujemy się do znanych źródeł przekonań o własnej skuteczności. Naszym pierwszym ćwiczeniem jest tak zwane doświadczenie mistrzostwa. Staramy się uzmysłowić naszym użytkownikom, że oni już mają na swoim koncie dużo sukcesów w radzeniu sobie ze stresem. Bo tak jest. Jako ludzie mamy tendencję do przypominania sobie rzeczy, które nam się nie udały, a nie tych, z którymi sobie poradziliśmy. W związku z tym wymaga to chwili zastanowienia. Prosimy więc użytkowników, żeby sobie przypomnieli o sytuacji, która była dla nich szczególnie trudna, stresująca – i z którą sobie z sukcesem poradzili. Ale nie wystarczy przypomnieć sobie. Ważne jest też to, żeby przeanalizować: dlaczego właściwie mi się powiodło, co stało za tym sukcesem. Czy ktoś mi pomógł, czy skorzystałam z czyjejś rady, czy poświęciłam na to więcej czasu, niż zwykle, czy komuś się zwierzyłam z tego, czy zastosowałam inną metodę, i tak dalej. Właśnie do tego analizowania sukcesu zachęcamy. Oczywiście z takim przesłaniem, żeby uświadomić ludziom, że skoro poradzili sobie raz, to jest wysokie prawdopodobieństwo, że poradzą sobie znowu.

A.Ch.: Czyli oni sięgają do czegoś, co zdarzyło się w ich przeszłości, w ich życiu i na czym nie zdołali zbudować – wy im pomagacie dostrzec na nowo i zbudować na nowo tę kompetencję.

E.S.: Dokładnie, to jest naprawdę bardzo silne narzędzie, żeby uświadomić sobie samemu, że nie zaczynam z czystą kartą. Wręcz przeciwnie, program, który stworzyłyśmy jest po to, by wydobyć zasoby, które już u jego użytkowników są.

A.Ch.: A drugie ćwiczenie?

E.S.: Drugie ćwiczenie nazywa się pięknie: modelowanie, czyli wykorzystywanie cudzego doświadczenia. To jest trudniejsze, bo wymaga rozejrzenia się trochę wokół siebie i znalezienia osoby, która będzie dla nas modelem. Czyli osobą, która w naszym przekonaniu posiada różne kompetencje, żeby sobie dobrze radzić ze stresem. Możemy pomyśleć, patrząc na tę osobę: “Wow, też bym tak chciała”. Zadanie polega na tym, żeby taką osobę zidentyfikować i porozmawiać z nią – zachęcamy do przeprowadzenia mini-wywiadu. Ponieważ to może być trudne i wydać się nienaturalne, sugerujemy różne sytuacje, w których można zagadać tak przy okazji, np. przy kawie czy idąc z jednego oddziału na drugi. Podpowiadamy też pytania, które takiemu modelowi warto zadać, żeby dowiedzieć się, w jaki sposób on czy ona sobie radzi.

Jest bardzo prawdopodobne, że ta osoba ma za sobą też taką historię, że nie radziła sobie zbyt dobrze ze stresem. Może tak być, że różnorodne doświadczenia, które ją spotkały albo które sama zaaranżowała doprowadziły ją do tego, że teraz radzi sobie lepiej. To też jest bardzo ważne źródło przekonań o własnej skuteczności, czyli korzystanie z doświadczeń innych. I tutaj ta key message jest taka: “skoro inni sobie poradzili, to ja też”. Tu Magda pewnie już czeka, żeby dopowiedzieć, że nie dowolny inny, tylko bardzo konkretny inny, podobny do nas. Badania pokazują, że to najsilniej działa wtedy, kiedy ta osoba jest w jakiś sposób do nas podobna. Ma na przykład podobne doświadczenie. Jeżeli to jest osoba zupełnie nam nieznana, trudniej będzie nauczyć się od niej.

M.L.: To właśnie trochę odróżnia ideę modelowania według Bandury od klasycznej relacji mistrz-uczeń. Badania wskazują, że na przykład wiek i etap życia czy też poziom rozwoju zawodowego, na którym jest nasz model, są istotne. Im większe podobieństwo do nas, tym lepiej.

A.Ch.: Czyli może nam być łatwiej się nauczyć tego, obserwując kogoś w naszym wieku, na naszym etapie zawodowym, niż profesora, którego podziwiamy.

M.L.: Na przykład. Chociaż oczywiście można się zidentyfikować również z profesorem.

A.Ch.: No dobrze, to tego typu ćwiczenia wy proponujecie przedstawicielom zawodów medycznych poprzez platformę internetową. Wiem, że są różne modele programów internetowych: można łączyć pracę przez internet z pracą na żywo, można się skupić wyłącznie na internecie. U was to jest: wyłącznie.

M.L.: Ten rodzaj interwencji, o których wspomniałaś, to są tak zwane blended interventions, czyli mieszane interwencje. Nasz program jest wyłącznie online.

Nasi użytkownicy pracują na specjalnej platformie. Może dwa słowa o tej platformie, to też jest ważne, bo to coś, co nas połączyło z naszymi współpracownikami ze Szwecji, z ludźmi, którzy są pionierami interwencji internetowych. Tamże, na Uniwersytecie w Linköping, powstała platforma Iterapi, która służy do tworzenia i przeprowadzania interwencji psychologicznych. Na niej nasz program został zbudowany. Ma on postać modularną: są dwa główne moduły – dotyczące przekonań o własnej skuteczności i wsparcia społecznego. Moduły są podzielone na konkretne części, które do naszych użytkowników trafiają w sposób sekwencyjny. W ramach jednego modułu są to 3 części, cały program trwa więc – w zależności od wersji, do której użytkownicy byli przypisani – 3 lub 6 tygodni. Ćwiczenia wykonywane są na platformie i wymagają interakcji. Odeszłyśmy od modelu przekazywania wyłącznie treści edukacyjnych, który według badań jest nieskuteczny.

A.Ch.: Model edukacyjny to jest mówienie jak powinno być, jak jest zdrowo…

M.L.: …opowiadanie o tym, czym jest na przykład wypalenie. Myśmy oczywiście te elementy też zawarły – to jest ważne, żeby uczestnicy wiedzieli, o czym mówimy – ale zamieniłyśmy formę pisaną, „ciężkostrawną”, na formę animowanych klipów. Natomiast same ćwiczenia wymagały aktywności uczestników: musieli pewne treści uzupełniać, zaznaczać, pojawiały się quizy. Ale też bardzo ważne jest to, o czym Ewelina wspomniała w kontekście modelowania i szukania swojego modela, że…

A.Ch.: …szli w teren?

M.L.: Tak. Starałyśmy się zachęcić uczestników do tego, żeby „wyszli w teren”. Żeby wykonali ćwiczenie w prawdziwym życiu i skonfrontowali się z tym, o czym mówimy.

A.Ch.: Ewelina, czy chcesz coś jeszcze tu uzupełnić?

E.S.: Tak. Pytałaś o formaty. Faktycznie Med-Stres jest w całości dostarczany przez internet, natomiast interwencje bardzo różnią się na całym świecie. Można ułożyć je w kontinuum, począwszy od takich, w których w ogóle nie ma kontaktu z człowiekiem. U nas nie było takiej sytuacji, bo ludzie mogli kontaktować się w sprawach technicznych, dostawali od nas też powiadomienia, że kolejny moduł jest już dostępny. To może brzmi zabawnie, ale nawet takie drobne informacje zwiększają skuteczność interwencji. Ale są też zupełnie otwarte formaty – po prostu dołącza się w dowolnym momencie, wychodzi się w dowolnym momencie. Są takie formaty, gdzie jest jakiś kontakt z terapeutą, on nie musi być osobisty, może być przez chat-boxa, przez telefon, przez email. Aż w końcu mamy formaty mieszane, w których są sesje z psychoterapeutą na przemian z sesjami internetowymi.

Jeśli chodzi o skuteczność, powiem tak: ten temat, czy to jest skuteczne, już się za bardzo nie pojawia, bo my już wiemy, że jest. Tak naprawdę w krajach, gdzie jest już długa, nawet 25-letnia tradycja badań nad interwencjami internetowymi, czyli Australia, Szwecja, Stany Zjednoczone czy Holandia, to pytanie się nie pojawia. Nie przez nonszalancję, tylko po prostu już tyle badan na ten temat powstało, że teraz raczej testujemy: jak to działa, co działa bardziej, jaka jest minimalna potrzebna dawka kontaktu z człowiekiem.

Natomiast to też nie jest tak, że my oraz inni badacze dążymy do zastąpienia fizycznych spotkań spotkaniami online, bo z takimi zarzutami też się spotykam. Po pierwsze, chodzi o to, żeby dawać ludziom możliwości. A po drugie, mam wrażenie, że te zarzuty pojawiają się przede wszystkim od osób, które mają dostęp do wsparcia psychologicznego. Po prostu kiedy mamy taki przywilej, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to jest przywilej. Weźmy na przykład taką Australię… Zachęcam gorąco do wygooglania sobie: mindspot clinic w Australii. To jest klinika internetowa, która wspiera radzenie sobie z problemami zdrowia psychicznego – i jest dotowana przez australijski rząd. No i teraz pytanie: dlaczego w Australii to jest takie bardzo ważne, żeby były interwencje internetowe? Oczywiście dlatego, że są tam ludzie, którzy mieszkają w ogromnej odległości od ośrodków, gdzie mogą się spotkać z jakimkolwiek lekarzem specjalistą. Tego rodzaju pomoc jest po prostu koniecznością.

Polska nie jest Australią, ale też nie każdy mieszka w Warszawie, Poznaniu czy Trójmieście. Wiele osób mieszka w mniejszych miejscowościach, gdzie dramatycznie brakuje specjalistów od zdrowia psychicznego. Jeśli nawet chcemy się z nimi spotkać, kolejki są długie. Nadal istnieje też pewnego rodzaju stygmatyzacja przy korzystaniu z tego rodzaju pomocy. W związku z tym to nie jest fanaberia, tylko odpowiedź na bardzo dramatyczną i realną potrzebę. My w naszym badaniu nie zajmujemy się depresją, ale statystyki, jeżeli chodzi o depresję, są zatrważające. Wiemy, jak leczyć depresję w przeważającej większości przypadków – a ludzie się nie leczą. Połowa ludzi chorych na depresję w ogóle nie korzysta z żadnej pomocy, z różnych przyczyn: finansowych, trudności w dostępie, braku wiedzy i tak dalej. Natomiast właśnie leczenie z wykorzystaniem nowych technologii ma ogromny potencjał do tego, żeby odpowiedzieć przynajmniej na część potrzeb.

A.Ch.: Oprócz tego, co wymieniłaś, to jeszcze: szybkość reagowania. To nie tylko chodzi o trudności w dostępie finansowym, ale czasami specyfika problemu jest taka, że im szybciej się zareaguje, tym lepiej, tym łatwiej z tym pracować.

M.L.: Ale też specyfika okoliczności. To akurat nie dotyczy Med-Stresu, ale nowe technologie były wykorzystywane w przypadkach zdarzeń masowych, takich jak pożary, powodzie, czy ataki terrorystyczne. Gdzie ta nagła, szybka, pierwsza reakcja – zanim będziemy pracować dalej z ludźmi, którzy będą tego potrzebowali – jest konieczna ze względu na duży obszar lub liczbę ludzi, którzy zostali danym zdarzeniem objęci. Każdy ma telefon, jeżeli on jeszcze działa, i proste interwencje polegające na przekazaniu informacji, co można zrobić w nagłej sytuacji kryzysowej też są potrzebne.

A propos interwencji w miejscu pracy, takich jak Med-Stres: prace, które są obciążone tak bardzo, jak w przypadku przedstawicieli zawodów medycznych nie pozwalają na to, żeby w miejscu pracy gdzieś wcisnąć interwencję w sensie tradycyjnym, np. robić szkolenia, żeby ludzie mogli oderwać się od swoich zajęć i popracować nad stresem. Dostarczając program internetowy, pozwalamy na elastyczność: ktoś może z niego korzystać dokładnie wtedy, kiedy chce. Wiemy już, że najpopularniejsze godziny, w których Med-Stres był wykorzystywany, to były godziny wieczorno-nocne. To jest trochę przerażające, że dopiero wtedy jest czas na to, żeby zadbać o siebie, a przecież jeszcze trzeba się wyspać do pracy. No ale tak jest i my po prostu staramy się nadążać za osobami, które mają specyficzne potrzeby.

A.Ch.: A powiedzcie jeszcze proszę, dziewczyny, na jakim jesteście teraz etapie z Med-Stresem i co planujecie.

E.S.: Wyniki się dosłownie liczą w tym momencie, więc o nich nie możemy wiele powiedzieć. W świetle poprzednich naszych badań, spodziewamy się, że interwencja będzie skuteczna. Natomiast interesuje nas, czy poszczególne jej warianty będą bardziej skuteczne, niż inne. W zależności od wyników, najbardziej skuteczny wariant zostanie udostępniony bezpłatnie po zakończeniu projektu Wiemy już, że wiele osób, które zaczęły ten projekt, go nie skończyło. Jeśli nasze podejrzenia się potwierdzą, to nie dokończyły tego zapewne osoby, które były wysoko zestresowane – one mają za mało zasobów, żeby sobie pomóc. Przygotowujemy więc plan, w jaki sposób dotrzeć do tych osób, jaką formę pomocy im zaproponować, żeby faktycznie dotrwały do końca.

A drugi projekt, z którym właśnie ruszamy, będzie dotyczył trochę szerszej grupy zawodowej, czyli nie tylko przedstawicieli zawodów medycznych, ale wszystkich tak zwanych zawodów pomocowych, czyli obejmujących też straż pożarną, policję, psychoterapeutów. Będzie on związany z radzeniem sobie ze stresem, wynikającym z tak zwanego konfliktu praca-dom, czyli obciążeń wynikających z tego, że musimy łączyć różne role życiowe. Ten “dom” to niekoniecznie rodzina, to są wszystkie sprawy pozazawodowe. A łączenie tych ról powoduje dosyć wysoki poziom stresu.

A.Ch.: Super wiadomość, że Med-Stres będzie dostępny za darmo dla wszystkich chętnych, jak rozumiem.

E.S.: Zobaczymy czy dla zupełnie wszystkich chętnych czy zaczniemy od poszczególnych instytucji, ale na pewno będziemy starały się dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców.

A.Ch.: To jest świetne w tej pracy internetowej, że tworzycie jakiś model do badania i on potem już jest, już nie trzeba niczego dodawać, on jest już gotowy. Dobre wieści.

M.L.: W projekcie Med-Stres wzięło udział aż 1200 uczestników, to jest naprawdę ogromna liczba. Na początku, kiedy startowałyśmy, zastanawiałyśmy się: jak to będzie, czy zbierzemy ludzi, a ta liczba osób zgłosiła się do nas w początkach projektu! Czyli potrzeba w tej grupie zawodowej była naprawdę spora. Myśl o tym, że program będzie udostępniony po zakończeniu badań, była dla nas niezwykle istotna od samego początku. Nie wiem, czy byśmy podjęli się przeprowadzania tak ogromnego badania – dającego ludziom nadzieję na pomoc w codziennym funkcjonowaniu– tylko i wyłącznie z ciekawości poznawczej. Może tak, natomiast ta wizja, że projekt będzie później żył i trafi do ludzi, była czymś dla nas niezwykle motywującym od momentu, kiedy pomysł zakiełkował.

Mówiłyśmy o tym, że w innych krajach tyle się robi, a my tu dopiero starujemy. Stanowczo musimy podkreślić, że my ten projekt robimy w ramach grantu, który jest finansowany przez polskie publiczne instytucje. Działamy w ramach grantu Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, który jest operatorem szerszego projektu Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. To fantastyczne, że potrzeba, żeby tego typu technologie rozwijać i wspierać jest nie tylko w Australii, ale i tutaj.